Propagandowe początki

To niebywałe, ale pierwszy Wyścig Dokoła Mazowsza rozegrano już w 10 tygodni po tym jak zapadła decyzja o jego zorganizowaniu w gronie władz PRL stojących na straży krzewienia kultury fizycznej. Impreza odbyła się pod hasłem „Małego Wyścigu Pokoju” dla uczczenia  Zlotu Młodych Wojowników o Pokój w Berlinie. Początkujący zawodnicy wyłonieni w toku lokalnych eliminacji mieli startować na rowerach turystycznych. W rzeczywistości każdy startował na tym co miał. Przeważały wówczas zdecydowanie przedwojenne rowery tzw. „balonówy” (o szerokich oponach).

62 startujących kolarzy na 4 etapach, o łącznym dystansie 250 km, tylko przez ostatnie 30 km etapu rywalizowało na serio. Na początkowych odcinkach tempo wyścigu było spacerowe. Rowerzyści nieraz zatrzymywali się i pomagali przy pracach żniwnych i naprawie dróg oraz zapoznawali się z pracą robotników fabryk, PGR-ów czy spółdzielni produkcyjnych. Zwycięzcą został 17-letni reprezentant Garwolina Stanisław Zalewski. Warto dodać że pomiędzy najstarszym uczestnikiem a najmłodszym różnica wieku wynosiła aż 40 lat. Weteranem był 55-letni kolarz z Raciąża J. Wirkus.

W następnym roku dystans wyścigu zamykał się już w 500 km, a „ostry” start odbywał się 50 km przed metą. Dwa lata później w 1954 roku, kiedy nowa gazeta „Trybuna Mazowiecka” przejęła na siebie trud organizacji WDM, kolarze ścigali się już na poważnie przez całe etapy. Rowery turystyczne zastąpiono wyścigowymi, choć tempo wyścigu było wciąż dalekie od wyścigowego. Dość szybko impreza zaczęła się  jednak rozrastać. Z czasem przekształciła się w imprezę ogólnopolską. Etapy były coraz dłuższe i coraz lepsi kolarze przyjeżdżali na szosy mazowieckie.

Drogi były w tak złym stanie, że kiedyś charakterystyczne dla wyścigu były ciągłe usterki i przedziurawione dętki w rowerach, które kolarze musieli sobie wymieniać sami!!! Nie to co dziś. Wiesław Podobas, który ścigał się w tych pierwszych latach WDM, pamięta jak jeden z zawodników omijał ten problem jeżdżąc na drewnianych obręczach!

Nienajlepsze mieli też warunki do spania. Nocowali m.in. na pryczach, słomie, łóżkach polowych niejednokrotnie po 200 osób w jednej sali. Zdarzyło się i tak, że lokali organizatorzy zapomnieli o trenerach i obsłudze technicznej zawodników. Pozostały im niewygodne siedzenia w samochodach! Zupełnie inaczej na wyścigu wiodło się dziennikarzom. W latach pięćdziesiątych jako Najbardziej Ważne Osobistości Trybuny Mazowieckiej obserwowali kolarzy z samolotów i helikopterów!

Od IV edycji impreza miała charakter wyłącznie sportowy. Zawodnicy nie pracowali już społecznie podczas wyścigu, jednak wątek propagandowy pozostał i jego echa trwały w wyścigu właściwie do 1989 roku. Odbywały się m. in. rundy honorowe. Po zakończeniu wyścigu opasani wieńcami tryumfatorzy mieli za zadanie, nierzadko konno lub na traktorach, objechać dookoła stadion lub miasto w którym był finisz. Podczas wyścigu bądź na licznych imprezach towarzyszących, często można było zobaczyć przedstawicieli władz PRL lub innych działaczy partyjnych wygłaszających przemówienia. Uczestniczyli oni także w uroczystościach wręczania nagród lub wypuszczali kolarzy na „ostry” start. Nagrodami za zwycięstwo były kiedyś przedmioty codziennego użytku takie jak telewizory czy radioodbiorniki.

Oglądać ścigających się kolarzy zawsze przychodziły całe rzesze ludzi. Zwłaszcza, że miasta goszczące wyścig organizowały też wiele dodatkowych atrakcji dla kibiców. Często przed przyjazdem kolarzy na stadion odbywały się mecze piłki nożnej, pokazy spadochroniarzy, folklorystyczne festyny. Zawsze znalazło się też miejsce za prezentację regionalnych atrakcji i osiągnięć.

Wiele z tych dobrych tradycji wyścigu przetrwało do dziś.

Dodaj komentarz

Skip to content